Nocny maraton „Hobbita” – relacja

Kolejny maraton „Hobbita” w wykonaniu Enemefa, to kolejna noc w kinie – zwłaszcza że wakacje trwają w najlepsze, czasu jest aż za wiele, nic więc nie szkodzi na przeszkodzie, by obejrzeć trylogię Petera Jacksona kosztem zarwanej nocy. Dojeżdżamy więc do kina w Katowicach wraz z koleżanką, uzbrojone w kocyk (polecany ze względu na mocną klimatyzację sali) oraz napój i zagłębiamy się w świat Śródziemia!

Jeszcze nim rozpoczął się seans, dostarczona nam była rozrywka – przedstawiciele Radio Eska zostali zdecydowanie milej przywitani niż standardowy blok reklam. Zdecydowanie wygadani i sympatyczni prezenterzy wybrali losowe trzy osoby, nawet przy tym wywołując na sali salwy śmiechu, i zadali im proste pytania, dając im do wyboru dwie kategorie – film lub radio. Widać kinomaniacy czuli się pewniej w tej pierwszej, bo wszyscy właśnie tę wygrali, przy czym pytania były niezbyt skomplikowane i głównie dotyczyły reżysera „Hobbita”, Petera Jacksona. Troje zwycięzców otrzymało zestawy, jednak ponieważ nie zostałam wybrana, wiele na ten temat powiedzieć nie mogę. Za to dla każdego obecnego przygotowany został starter z Virgin Mobile, tak więc obdarowani i w dobrych nastrojach rozpoczęliśmy maraton.

Znając już z góry treść filmów, mogłam skupić się bardziej na całej oprawce. Wszelkie zalety i wady fabuły i jej rozwinięcia znałam już na pamięć, starałam się wiec patrzeć na całą resztę – scenografię, tło, otoczenie, muzykę oraz wypowiedzi bohaterów – a dokładniej na ich oryginale zamiast polskich napisach.Dzięki temu mogłam zyskać zupełnie nowe spojrzenie na trylogię i w pełni ją docenić, mimo wymienianych wielokrotnie wad. Szczególnie cała otoczka filmu godna jest podziwu – przedstawienie miast, lasów i innych miejsc widziane po długiej przerwie na wielkim ekranie było niesamowitym przeżyciem. Przy słuchaniu śpiewu krasnoludów w mieszkaniu Bilba autentycznie dostałam gęsiej skórki i bynajmniej nie była spowodowana chłodem, który skutecznie odganiał zabrany wcześniej kocyk. Najwięcej podobnych odczuć miałam podczas oglądania drugiej części, kiedy to wpatrywałam się w Smauga jak urzeczona i umyślnie szukając czegoś, do czego mogłabym się przyczepić – nie znalazłam. Smok zdecydowanie był najmocniejszym punktem całości. Ale nie samym Smaugiem człowiek żyje, więc pora na wykorzystanie kuponu na darmową dolewkę picia, powstrzymanie się przed kupnem kawy – w końcu trzeba ćwiczyć swą silną wolę i zarwać noc bez wspomagaczy – i rozpoczęcie ostatniej części. Całe szczęście, że było w niej dużo akcji, pościgów i wybuchów, bo śledzenie tego zdecydowanie pomogło w zachowaniu świadomości. A kiedy seans dobiegł końca, a Bilbo dotarł do własnego domu, pozostało zebranie manatków i pójście w jego ślady, mając nadzieję, że będę mieć więcej szczęścia niż nasz ukochany hobbit i zastanę dobytek w nienaruszonym stanie.

Mimo iż filmy nowością dla mnie nie były, bawiłam się przednio i cieszę się, że miałam okazję znów zobaczyć trylogię Petera Jacksona na wielkim ekranie, gdzie ma ona zupełnie inny nastrój niż oglądana w zaciszu domowym. Dzięki Enemefowi mogłam nawet lata po premierach tego doświadczyć na nowo, tak więc zdecydowanie podobne imprezy polecam.

Dodaj komentarz