ENEMEM: Noc Władcy Pierścieni – relacja
Mijają dokładnie 3 miesiące od ostatniej wyprawy do łódzkiego Silver Screen’a. Wybija 24 dzień lipca, a ja stawiam się dzielnie w progach tego zacnego przybytku, by ponownie odbyć całonocną podróż do tolkienowskiego świata. ENEMEF: Noc Władcy Pierścieni – czyli kolejna okazja, by przybliżyć sobie to uniwersum.
Maraton był długi. Początek od godziny 22 do godziny 10 następnego dnia potrafiłby zmęczyć niejednego twardziela, ja jednak się nie dałem – obejrzawszy bez choćby minuty drzemki wszystkie części, stwierdzam na samym początku dokładnie tak, jak pisząc poprzednią relacją – było warto.
W przeciwieństwie do Hobbita, z filmowymi obrazami Władcy Pierścieni miałem wcześniej styczność, natomiast pierwszy raz widziałem je w sali kinowej zamiast zwykłego telewizora i kanapy przed nim. Różnica jest oczywiście wyczuwalna – wszystko na ekranie jest bardziej widowiskowe, wywiera większy wpływ na widza.
Ale nie o zaletach, wadach i różnicach między kinem a oglądaniem w zaciszu domowym, a o ENEMEFIE. Tak więc przybyłem, miejsce zająłem, filmy obejrzałem. Pozwolę sobie w wielkim skrócie wspomnieć co nieco o każdym z obejrzanych przeze mnie filmów, bo w sumie skoro już tam byłem, to pokuszę się o króciutką recenzję, a co!
Zacznę od zacytowania mojej osoby towarzyszącej – „»Drużyna Pierścienia« mi się podobała”. Co tu dużo mówić, recenzji w internecie bez liku, a ja nie jestem z tych, co pod prąd płynie – bardzo dobry film z bardzo dobrą grą aktorską. Aczkolwiek nie mogę nie ponarzekać w jednym aspekcie – mimo wszystko Bilbo był jakiś taki bardziej… hobbitowy. Martin Freeman potrafił w filmowej trylogii o swych przygodach stworzyć klimat, który Elijahowi Woodowi nieco uciekł podczas aktów odwagi czy też waleczności – tak myślę. Inna sprawa, że także i książkowy Frodo wyróżniał się na tle swych pobratymców, dla mnie jednak fakt pozostaje faktem – Freeman w swej roli był bardziej przekonujący.
„ Dwie wieże” – patrz wyżej, niezbyt więcej mogę powiedzieć, tak jak i zresztą o „Powrocie króla” – albo recenzja, albo relacja, ja mam niestety w rozpisce to drugie, tak więc też czynię.
Jednakowoż, w porównaniu do filmów o Hobbicie „Władca Pierścieni” zwraca uwagę mroczniejszym, mniej bajkowym klimatem. Ten pierwszy jest bardziej baśniowy, siły zła nie są aż tak widoczne. Widać to zresztą najbardziej po wyglądzie orków – raczej oczywistym jest, jakie cechy w poszczególnych trylogiach charakteryzatorzy chcieli uwypuklić.
Podsumowując ten krótki felieton, ENEMEF ponownie nie zawiódł. Wróciłem zmęczony, ale bardzo zadowolony, i jestem absolutnie pewny, że bardzo chętnie pojadę na kolejne filmowe propozycje. Polecam.