Głosy Śródziemia – cz. I
Dlaczego Głosy? W tym cyklu wpisów najważniejsza będzie analiza pracy głosem, uzupełniona o krótkie komentarze dotyczące gry aktorskiej. Punktem wyjścia, podobnie jak w przypadku dubbingu, którym się pasjonuję, będzie głos.
Zdania na temat ekranizacji „Hobbita” są podzielone. Niezależnie jednak od tego, co sądzi się o filmowej trylogii, uczciwie trzeba przyznać, że ma ona swoje mocne strony. Jedną z nich z pewnością jest pierwszy z Głosów, który zostanie poddany krótkiej analizie.
Można krytykować rolę Lee’go Pace’a, ale moim zdaniem została ona odegrana świetnie i przekonująco. Była jedną z zalet drugiej i trzeciej części „Hobbita”. Postać Thranduila przekonała mnie do obejrzenia trylogii do końca, bo prawdę mówiąc, „Pustkowie Smauga” było co najmniej przeciętnym filmem. Natomiast niech za komentarz do „Bitwy Pięciu Armii” posłużą łzy zażenowania, które wisiały na moich rzęsach, gdy wychodziłam z kina.
Przyjrzyjmy się więc następującym scenom:
I. ROZMOWA THORINA Z THRANDUILEM W ZIELONYM KRÓLESTWIE
Scena ta, komentowana po wielokroć, ma swój niepowtarzalny charakter. Thranduil zwraca się do Thorina z wyższością. Jego głos jest zimny, jednak wyczuwa się w nim pogardę. Im więcej Thranduil mówi, tym wyraźniej daje nam do zrozumienia, że czuje się kimś lepszym od swego rozmówcy. Nie sprzyja to rozmowie. Thorin nie chce być traktowany z góry, nie uważa się też za niegodnego do paktowania z królem elfów. Wyniosłość i interesowność Thranduila, jego chłód i niepewność co do dotrzymania danego słowa, jaką wokół siebie roztacza, nie budzi, naturalnie, w Thorinie zaufania. Głos Thranduila, składającego krasnoludowi propozcyję układu, jest rzeczowy, lec wciąż chłodny i wyrachowany. Nie dziwi więc fakt, że Thorin nie chce mieć z nim nic wspólnego (oczywiście, biorąc na dodatek pod uwagę jego osobiste urazy względem elfa). Thranduil, wyprowadzony z równowagi bezczelnością kransoluda, daje się ponieść gniewowi i ujawnia przed nim jeden z wielu powodów swej zgorzkniałości – doświadczenie bólu i straty. Przysłuchajcie się jego głosowi i przyjrzyjcie się wyrazowi twarzy, gdy mówi o ogniu smoka.
Thranduil pokazuje nie tylko gniew – w jego głosie pobrzmiewa nuta strachu, którą później przesłania znów ta sama maska wyższości i pyszałkowatości („ja wiem to, o czym ty nie masz pojęcia”). Scena kończy się genialnym pokazem odzyskiwania twarzy jak u Goffaman – pogardliwy ton głosu, skrywający urażoną dumę i chęć postawienia na swoim, oraz apodyktyczność mają za zadanie odbudować to, co Thranduil stracił w czasie rozmowy z Thorinem: dumę, wyższość, niezłomność, potęgę i respekt (wszak scenie przyglądali się królewscy poddani, którzy nie mogą uważać swego monarchy za słabego, nie moga być też świadkami jego klęski, bo nie zniosłaby tego duma Thranduila; jego misternie budowany wizerunek zasada się na glinianych fundamentach).
II. PRZESŁUCHANIE ORKA
Scena ta jest podobna do poprzednio omawianej. Również odbywa się na oczach poddanych, toteż Thranduil musi wejść w swoją rolę i nie może dopuścić do tego, aby znów stracić twarz, jak w przypadku rozmowy z Thorinem. Wobec tego jego głos zdaje się tak chłodny i wyniosły, jakby był wyćwiczony (i prawdopodobnie jest). Jednocześnie Thranduil stara się nadać mu taką barwę, ażeby pasował do wypowiadanych słów i stawiał go w pozycji niemal wszechwiedzącego – i czuć to bardzo mocno. Przekaz ten wspierany jest mimiką oraz gestami. Thranduil zyskuje jeszcze bardziej w chwili, gdy rozkazem powstrzymuje Tauriel przed zabiciem orka. Ton jego głosu, stanowczy i władczy, sprawia, że chce się posłuchać tego rozkazu (działa przekonująco na nasze ucho apelu do tego stopnia, iż trudno mu się przeciwstawić). Ponadto pobrzmiewa w nim wyraźna reprymenda. Nic dziwnego, że jest to fragment sceny chętnie odtwarzany przez fanów na nowo i na nowo. Inna rzecz, że rozkaz ten wypowiedziany został po elficku, co jest wspaniałym smaczkiem dla wielbicieli tolkienowskich języków i ich brzmienia. W słowach „nie masz się czego obawiać”, mających przekonać orka do złożenia zeznań nie znajdziemy ani jednej nuty, która przekonałaby nas, że orkowi rzeczywiście nic nie grozi. Wypowiedziane zostały w sposób automatyczny i w perswazjnym celu, ale nie brzmią wiarygodnie. Reakcja Thranduila na wypowiedź orka (ścięcie go, swoją drogę w mistrzowskim stylu) i nastepująca po niej odpowiedź na pytanie Legolasa „dlaczego to zrobiłeś?” wskazują aż nad wyraz, że Thranduil wykorzystuje mowę jako narzędzie.
Jest świetnym manipulatorem i dlatego tak dobrze dopasowuje swoją barwę głosu do własnych potrzeb. Nadto akcent, jaki kładzie na „mnie” w zdaniu „mnie nie mógł nic więcej powiedzieć” znowu ma zbudować jego odbiór jako osoby o ogromnej wiedzy i doświadczeniu, która jako jedyna zrozumiała, o czym ork mówił i jako jedyna może oświecić wszystkich wokoło, zbyt nierozumnych, aby pojąć to samemu. Temu samemu celowi służą wyjaśnienia, jakich mentorskim tonem udziela synowi na pytanie o ognie wojny. Padający później rozkaz jest wiarygodny, choc bardziej desperacki niż poprzedni – ten skierowany do Tauriel. Kwestia kończąca scenę poprzez mimikę i barwę głosu króla odziera go już z pozorów. Thranaduil się boi.
III. ROZMOWA THRANDUILA Z BARDEM I GANDALFEM
I tym razem Thranduil pokazuje swoją wyższość. Ton jego głosu i sposób mówienia wskazują na chęć utrzymania maski wszechwiedzącego. Wprost zarzuca (mentorskim tonem) Bardowi brak elementarnej wiedzy o Czarodziejach. Jednocześnie wyjaśniając, kim są według niego, nie waży słów – lub przeciwnie, specjalnie tak je dobiera, by urazić Gandalfa. Cała jego postać wyraża wyższość i lekceważenie względem rozmówców (przechadza się po namiocie, wywraca oczami, czyni aluzje).
Zwracając się do Gandalfa, również okazuje pogardę – w jego głosie nie ma poszanowania dla wiedzy i doświadczenia Czarodzieja. Jest natomiast nuta zniecierpliwienia i chęć dominacji. Pytając o orków, nadaje głosowi ton obojętności delikatnie zabarwionej kpiną.
IV. POŻEGNANIE THRANDUILA Z LEGOLASEM
Trzeba przyznać, że scena ta nie jest zbyt lubiana przez fanów. W wielu wywołuje uczucie zażenowania, inni wybuchają śmiechem. Spróbujmy ją jednak pokrótce zanalizować. Wsłuchajcie się w pytanie Thranduila o to, dokąd chce udać się jego syn. Nie ma w głosie króla nic z wcześniejszej wyniosłości. Słychać w nim natomiast zawód, smutek i rozpacz. Thranduil cierpi. W rozmowie z Thorinem zabrzmiała zaledwie nuta, wyrażająca ogrom bólu, jaki elf musiał niegdyś znieść. Ta scena natomiast przesiąknięta jest bólem i swoistą bezradnością, bo ojciec czuje, że traci syna bezpowrotnie. Co więcej, Thranduil nie chce więcej jawić się Legolasowi jako wszechwiedzący. Nie poucza go, dokąd powinien się udać. Daje mu rady. Nadto – co najbardziej zaskakujące – wyraża się o synu Arathorna z prawdziwym szacunkiem, podziwiając potęgę, jaką może zdobyć (nie, nie, wyłączmy myślenie chronologiczne! skupmy się na głosie!). Natomiast w słowach „Matka cię kochała”, które w kinie raczej bawiły widzów, aniżeli wzbudzały współczucie, przejawia się autentyczna natura Thranduila.
W tym jednym zdaniu król zawarł wszystko, co chciałby wyrazić – tęsknotę, ból, żal, poczucie samotności i bezradności, a także własną miłość do syna. Jego postawa wyraża nadto zrezygnowanie. Być może poddał się, nie ma siły walczyć. A być może znów założy maskę i gdy wróci do swego królestwa, na powrót będzie wyniosłym monarchą.
BONUS
Nie mogę nie wspomnieć o scenie walki Thranduila w „Bitwie Pięciu Armii”, chociaż nie opiera się ona na modulacji głosu. Moim zdaniem ta scena ma swój niepowtarzalny klimat i magię, jest też dobrze zrealizowana. Przyjrzyjcie się spojrzeniu Thranduila, świadomego, że jest otoczony i musi walczyć o życie. Nie przejawia lęku, jest hardy i odważny. Jego ruchy są szybkie, płynne i precyzyjne. Widać, że Thranduil jest doświadczonym wojownikiem i na pewno nie jest tchórzem. Znika obraz zatwardziałego, bezwzględnego, chciwego króla (który moim zdaniem nie oddaje głębi postaci, nie zgadzam się też z poglądem, że filmy przedstawiają Thranduila wyłącznie w taki sposób; cechy te są wysunięte na pierwszy plan nie bez kozery). W jego miejsce pojawia się wizja wojownika, który swe umiejętności zawdzięcza nie tylko przynależności do rasy elfów.
W tej walce przejawia się ponadto swego rodzaju desperacja, co widać na twarzy króla, choć skryte pod płaszczykiem gniewu. Dostrzegam tu cierpienie. Na dodatek jeśli skonfrontuje się umiejętności Thranduila z umiejętnościami jego syna, to akrobacje Legolasa z LOTR-a stają się jeszcze bardziej wiarygodne (te z „Hobbita” skwitujmy milczeniem).
Zapraszam na kolejną część Głosów Śródziemia. Wyczekujcie cierpliwie kolejnego wpisu :).
Wszystkie fotografie pochodzą ze strony: https://movie-screencaps.com/ (dostęp: 20.06.2019), nie rościmy sobie do nich żadnych praw.