O tym, że dzięki Szekspirowi mamy Enty
Nie lubię hipokryzji, więc przyznam się bez bicia – nigdy nie przepadałem za lekturami szkolnymi. W podstawówce, będąc grzecznym chłopcem, czytałem to, co pani kazała. Sytuacja zmieniła się w buntowniczym okresie gimnazjalnym. O ile mogłem zdzierżyć „Dzieci z Bullerbyn” , czy też „O psie, który jeździł koleją”, o tyle przy „Krzyżakach” powiedziałem stanowcze: „pas”. Nie znaczy to, żebym w ogóle nie lubił czytać (gdyby tak było, co bym robił w redakcji tego serwisu?!). Jest dokładnie odwrotnie – uwielbiam delektować się wspaniałymi powieściami. Tyle, że lektury szkolne za nic nie wydawały mi się godne uwagi. Jako, że część czytelników naszego portalu to zapewne osobyw wieku szkolnym, skończę demoralizowanie młodzieży i przejdę do meritum.
Po tym, co przeczytaliście nie macie zapewne wątpliwości co do tego, że nie czytałem „Makbeta”. Chcąc dostać pozytywną ocenę z testu ze znajomości lektury, musiałem zapoznać się ze streszczeniem tego dramatu (co za przebiegłość osoby, która wymyśliła nazwę tego gatunku – próba czytania tego czegoś jest w rzeczy samej prawdziwym dramatem!). Szczerze mówiąc nie zwróciłem wtedy najmniejszej uwagi na „armię drzew” maszerującą na zamek Makbeta. Nie dostrzegłem też żadnego powiązania z atakiem Entów na Isengard. Dopiero czytając jakiś tolkienistyczny tekst dowiedziałem się, że, gdyby nie Szekspir i znienawidzona przeze mnie książka o jakimś psychopatycznym szkockim szlachcicu, nie istniałaby jedna z najbardziej pociesznych istot Śródziemia – Drzewiec.
Specjalnie tym, którzy, podobnie jak ja, nie darzą „Makbeta” wielką miłością, nakreślę sytuację z utworu. Makbet – ważna persona na dworze króla szkockiego – dowódca wojsk i bliski przyjaciel władcy – spotyka wiedźmy, które przepowiadają mu, że zostanie monarchą. Przez te słowa, w jego główce rodzi się pomysł, aby przyspieszyć spełnienie się proroctwa i zabić króla. Stopniowo żądza władzy robi się coraz silniejsza. W końcu morduje on monarchę i sam zostaje władcą. Z czasem popada w coraz większą psychozę, stając się tyranem na miarę Morgotha. Nic dziwnego, że ludzie buntują się przeciwko szaleńcowi. Proszą oni o pomoc anglików, którzy wysyłają im swoich rycerzy. Wojska przeciwników Makbeta dla zmyłki chowają się za drzewami i w ten sposób podchodzą pod zamek tyrana. Rodzi to wrażenie, jakby las maszerował na twierdzę. Tu dochodzimy do kulminacyjnego momentu interesującej nas historii. Tolkien, zniesmaczony faktem, iż rzekomy las okazał się ludźmi schowanymi za drzewami, postanowił napisać ulepszoną wersję tych wydarzeń. Stąd też mamy marsz Entów na Isengard.
Jako, że jestem z natury wrażliwym człowiekiem, wyrzuty sumienia, spowodowane nakłanianiem młodzieży do lekceważenia obowiązków szkolnych, nie dają mi żyć. Z tej przyczyny postanowiłem nie napisać, jaki był koniec Makbeta. Czy udało mu się przetrwać? Czy może został bestialsko zamordowany? Aby się dowiedzieć musicie przeczytać książkę! Uff! Nawet moja polonistka nie potrafiła tak chytrze namawiać dzieciaczki ze szkoły do czytania. Czuję się z siebie dumny.
Mówiąc poważnie (nawet mi to się czasem zdarza!), wszyscy, niezależnie od tego, czy kochamy Szekspira, czy nie, możemy być mu wdzięczni za „maszerujący las”. To właśnie dzięki średniowiecznemu angielskiemu dramatopisarzowi Tolkien stworzył jeden z najciekawszych wątków pobocznych we „Władcy Pierścieni”.