Maraton „Władcy Pierścieni” – wrażenia

Kina Multikina, były tej nocy Górą Przeznaczenia każdego fana wybierającego się na Nocny Maraton LOTRa.

Fani „Władcy Pierścieni” nie zawodzą – wciąż powracają do swej ukochanej historii, chociaż znają ją na wylot. 12-godzinny maraton trzech części filmowych LOTRa to genialna okazja, aby poczuć klimat Śródziemia i odświeżyć losy Drużyny Pierścienia. Oto przed wami kilka różnych relacji od osób, które mimo dzielących je odległości siedziały wspólnie na salach kinowych i śledziły na dużym ekranie losy swoich ulubionych bohaterów.

W nocy z 28.06.19 r. na 29.06.19 r. w sieci Multikino na obszarze całej Polski odbywało się nie pierwsze zresztą tego typu wydarzenie. Oczywiście, wśród widzów nie mogło zabraknąć członków załogi Tolkien World :). W Krakowie sala kinowa była niemal pełna już z rozpoczęciem „Drużyny Pierścienia”, ale z każdą kolejną częścią serii widzów i tak przybywało. Wielką radością jest fakt, że maraton cieszy się popularnością fanów w różnym wieku. Świadczy to przecież o pewnej ponadczasowości historii. Wspaniale, że dobrze znane większości, jeżeli nie całej sali, wstawki humorystyczne wciąż bawią. Sporo kwestii z LOTR-a stało się już kultowymi – i to właśnie one ożywiają publikę w czasie seansu.

Jakie możliwości daje maraton w kinie w porównaniu do samodzielnego oglądania pojedynczych części w zaciszu domowym? Po pierwsze zachowuje ciągłość opowiadanych wydarzeń, co ma niebagatelne znaczenia zwłaszcza dla zrozumienia psychologicznej konstrukcji postaci, a także zaobserwowania ich przemian – o ile takie następują. Ciągłość pozwala nadto na pełniejsze zaangażowanie się w historię i silniejsze zżycie z bohaterami, którzy choć kochani lub nienawidzeni i bez tego, zyskują głębię i wyrazistość. Po drugie, wielki ekran umożliwia widzom dostrzeżenie niuansów, na które ciężko zwrócić uwagę podczas seansu na domowym wyświetlaczu. Jakże często umykają półuśmieszki czy pojedyncze łzy, toczące się po twarzach bohaterów. Na małym ekranie zauważa się, oczywiście, szeroko otwarte oczy Grimy Gadziego Języka w czasie przemowy Sarumana, zagrzewającej Uruk-hai do rzezi Rohańczyków. Łatwo natomiast przeoczyć łzę, która spływa po jego policzku, a jest kluczowa dla – no właśnie – głębi tak sceny, jak i charakteru postaci. Takich aspektów jest sporo więcej.

Wniosek? Trywialny – LOTR to seria, którą winno oglądać się na wielkim ekranie.

Miralph – redaktorka Tolkien World.

Pierwsze sekundy filmu i pojawia się ten piękny napis.

Maraton Władcy Pierścieni to niesamowite przeżycie! Łatwo nie było, bo po tylu godzinach nie wiedziałam już jak siedzieć, żeby było w miarę wygodnie, ale zdecydowanie było warto! Władcę Pierścieni widziałam nie raz, ale oglądanie trylogii Tolkiena na wielkim ekranie to zupełnie inne wrażenie, mogłam przeżyć wszystko jeszcze raz, a do tego ta muzyka! Dwanaście godzin, ale ani razu nie przysnęłam. Bilety były niespodzianką dla mojego chłopaka, który wcześniej nie chciał ze mną obejrzeć Władcy Pierścieni, teraz nie miał innego wyboru i musiał iść na maraton. I wiecie, co? Misja zakończona sukcesem – Władca Pierścieni i uniwersum Tolkiena zyskało kolejnego fana.

Monika – nasza laureatka konkursu organizowanego wspólnie z ENEMEF.

„Rozkład jazdy” całego Nocnego Maratonu LOTRa.

Poniżej kilka słów na temat tegorocznego nocnego maratonu LOTR. Konkretnie tego w Gdańsku.

Na miejsce dotarliśmy idealnie o czasie, co pozwoliło nam ominąć kolejki do wejścia na salę – po prostu większość ludzi już siedziała. Frekwencja dopisała. Sala kinowa mieszcząca maksymalnie ok. 450 osób była zapełniona w 3/4…

Niemniej, poczułem delikatne ukłucie rozczarowania. Nie było żadnych standów, gadżetów, plakatów itd. mówiących o tym, że jest to noc Trylogii Jacksona. Nigdzie z witryn nie uśmiechał się do nas z plakatów Frodo czy Aragorn, przy którym nasza ekipa redakcyjna mogłaby zrobić sobie zdjęcie.

Wszystkie negatywne emocje zniknęły jednak w momencie, gdy zasiedliśmy w fotelach, sala się ściemniła i na czarnym ekranie pojawił się złoty napis… the Lord of the Rings w akompaniamencie głosu Galadrieli. Przeszły mnie ciarki, mimo że film zaczynał się dla mnie chyba już setny raz.

Bardzo pozytywnie byłem zaskoczony odbiorem przez siebie tych dzieł. Nie wiem czy większą rolę odegrało w tym moje zmęczenie, czy też oglądanie w kinie aż tyle zmienia… Ale przeżywałem seans bardzo, troszkę jakbym oglądał pierwszy raz mimo, że znam go scena po scenie i większość dialogów mógłbym na wyrywki recytować z pamięci. Motyw muzyczny na odpowiednim nagłośnieniu i w zaciemnieniu potrafi wzruszyć.

Oglądanie na srebrnym ekranie pozwala też dojrzeć detale niewidoczne na ekranie komputera, czy nawet domowego telewizora oraz napawać się rozległymi widokami, przenosząc się do tego magicznego świata.

Jest też pewien urok oglądania LOTRa na maratonie, będąc otoczonym przez 350-400 fanów, którzy równie dobrze jak ty znają film oraz całą otoczkę popkulturową z nim powiązaną.

Nie wiem, jak w innych miastach, ale gdańskie Multikino pełne było śmiechu na pewnych, co bardziej memicznych scenach.

Decyzja o dalszym losie pierścienia, zawsze jest bardzo trudnym zadaniem.

Naprawdę jest to wspaniała niematerialna więź społeczności, która mimowolnie ulega rozbawieniu patrząc na Orlando Blooma wytężającego swoje elfie oczy, Seana Beana uświadamiającego nas, że nie można tak po prostu, albo Gimlego ofiarującego Frodowi swój dezodorant topór.

Musiało się to wydać troszkę dziwne temu promilowi osób na sali, które jeszcze Władcy Pierścieni nie znały i właśnie przeżywały swój pierwszy raz. Jedna z takich właśnie osób siedziała obok mnie. Reakcje tej znajomej np. na pierwsze spotkanie hobbitów z nazgulem były niesamowite. Była zlękniona prawie tak samo jak ja, gdy oglądałem to po raz pierwszy – jako 6-latek.

Cały odbiór przez nią tej trylogii pokazuje, że nie jest to jedynie film dla zagorzałych fanów. Oscary są jak najbardziej zasłużonymi nagrodami. Ogląda się go znakomicie nawet po latach i zupełnie nie znając książek Tolkiena.

Ciekawi mnie trochę, jakie zdziwienie u przypadkowego Kowalskiego, który akurat napatoczył się w okolicach kina w środku nocy, musiał wywołać widok fanów, którzy wychodzili w przerwie na zewnątrz, by zaczerpnąć świeżego powietrza czy zapalić fajkowe ziele.

Przypomniało mi to o poczuciu przynależności do niesamowitej, magicznej społeczności. Tych, którzy żyją jednocześnie w dwóch światach – znajdując się jednocześnie w Gdańsku oraz błądząc po Śródziemiu…

Cieszy mnie to, że oprócz nudnych ludzi, można też napotkać na swej drodze radosnych „hobbitów” czy piękne i dumne „elfki”. I chociaż na całe szczęście na orków ciężko się natknąć, to jednak funkcjonujemy  w internecie, wystrzegajmy się zatem TROLLÓW!


Everec – redaktor portalu.

Miralph

Zajmuję się malarstwem i pisarstwem. W wolnych chwilach także dubbinguję, zwłaszcza animacje disneyowskie. Obecnie studiuję prawo na UJ i angażuję się w wiele inicjatyw pozauczelnianych. Ze świata Tolkiena najbardziej ukochałam sobie elfów.

Dodaj komentarz