Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia- recenzja

Oto przed nami pierwsza część trylogii „Włądcy Pierścieni”. Postaram się ją Wam nakreślić najlepiej jak tylko potrafię:

Na początek od reżysera filmu dostajemy dawkę historii, która działa się przed wydarzeniami, które obejrzymy w filmie. W pierwszej scenie można się zahipnotyzować, ponieważ niski, kobiecy głos mówiący: „The world has changed, I feel it in the water, I feel it in the earth (…)” jest bardzo przejmujący i można go słuchać na okrągło.

Przyznam się, że świat który stworzyła New Line Cinema jest taki jakim go sobie wyobrażał. Wszystkie miejsca są bardzo, ale to bardzo dobrze odwzorowane. Poprzez piękne krajobrazy, świetnie przedstawione Shire, Bag End, młyn wodny, aż po wygląd samych hobbitów. Nie można mówić o ukazaniu wspomnianego wcześniej Shire bez wspomnienia o motywie muzycznym, który później odnalazłem „Concerning hobbits”, a który tworzy klimat naprawdę niepowtarzalny.

Jest wiele scen które podobały mi się bardzo, inne mniej, a niektóre wcale 😉 Jedną ze scen bardzo przeze mnie lubianych jest scena na moście Khazad-dum. Gandalf wykrzykujący w stronę Balroga, głosem dumnym, pewnym odwagi „You shall not pass” Oto pokaz nieprzeciętnego aktorstwa, jakie możemy zobaczyć w „Drużynie Pierścieniar”. Mimo iż uhonorowane zaledwie jedną nominacją do Oskara dla Iana McKellena (odtwórcy roli Gandalfa), zachwyca pod każdym względem. Aktorzy doskonale dobrani do ról, niektórzy nie znali powieści przed dołączeniem do ekipy, inni sami zgłaszali się do filmu. Filmowe zmagania Gandalfa i Sarumana, trzeba przyznać, że są od tych z powieści zwyczajnie lepsze, ciekawsze, bardziej przejmujące i widowiskowe. W filmie co chwilę oglądamy Isengard, przyglądamy się jak rośnie w siłę i zyskuje potęgę.

Hobbici występujący w filmie, są jakby żywcem wyjęci z mojej wyobraźni. Elijah Wood mówi o postaci przez siebie kreowanej: „Stał się dla mnie żywy. Dzięki sposobowi w jaki kręciliśmy film, wszystko wydawało się tak prawdziwe, że wszyscy uwierzyliśmy, iż Frodo i pozostali bohaterowie naprawdę kiedyś istnieli. Od chwili, kiedy otrzymałem sztuczne uszy i stopy, wiedziałem, jak to jest czuć się hobbitem. Brzmi to dziwnie, ale czułem się, jakbym grał postać historyczną, jakby hobbici naprawdę kiedyś żyli”. I faktycznie rolę hobbita zagrał w bardzo rzeczywisty sposób. Równie barwnymi postaciami filmu i zarazem moimi ulubionymi, są Legolas i Gimli. Ich zabawne dyskusje i docinki wprowadzają świetny humor do filmu.

W całym filmie są także sceny które mi sie nie podobały, np. śmierć Boromira. Byłaby o wiele mniej kiczowata, gdyby trwała o kilka minut krócej, a tymczasem bohater, z torsem przebitym kilkoma strzałami, żyje sobie w najlepsze, walczy i rozprawia o Gondorze. Powinien zostać dobity przez owego ostatniego orka, który został w tym celu. Jednak New Line Cinema powiedziało nie, orka musiał zabić Aragorn.

Ogólnie gdy zobaczyłem napisy końcowe filmu pomyślałem sobie, że ludzie za niego odpowiedzialni odwalili kawał dobrej roboty, ale cały czas wydawało mi się, że skończy się za szybko. Można było rozwinąć jeszcze wiele wątków, min. przeprowadzki Froda z Hobbitonu do Bucklandu, całkowicie usunięto postać Toma Bombadila a jest to dla fanów niewybaczalne.
Tak więc film, mimo iż przepiękny, zrobiony najlepiej jak można, sprawił coś, czego znieść nie mogłem, pozostawił po sobie niedosyt, ale tylko do momentu gdy nie obejrzałem kolejnych części trylogii…

Dodaj komentarz